niedziela, 1 czerwca 2014

Barcelona



            Miasto lepsze niż jakiekolwiek inne. Tłoczne, ciepłe, przytulne. Jeszcze tu jesteśmy a już zaczynamy tęsknić. W 90% przypadku opisy w przewodnikach  „miasto, w którym się zakochasz” się nie sprawdzają. Barcelona mieści się w tych pozostałych 10%. Jest tu wszystko i dla wszystkich i jednocześnie nie przytłacza.
            Wczoraj przypadkowo pojawiliśmy się w miejscu plenerowej imprezy, na którą  ulicami, jak pielgrzymka zmierzała cała Barcelona. Ja ide z otwartą buzią, potykam się, siadam, patrzę i nie wierzę. I oczy przecieram ze zdziwienia, bo to chyba tutaj wlaśnie mieszkają ludzie, którzy swoje stylizacje  umieszczają na lookbooku Piękne kobiety, śliczni mężczyźni, mężczyźni przystojni (do których należy Rumi- bo jak tego nie napiszę, to każe mi wykasować ten fragment). Pary mieszane, niemieszane, mężczyzno kobiety i kobieto mężczyźni. Wszystko ładnie podane.
            Rumi z uwagi na swoją młodzieńczą karierę ogląda światowej sławy bmx-owe  miejscówki. Ja wchodzę do każdej Zary. Wszyscy jeżdżą tu na Longobardach, z uwagi na co Rumi robi mi prezent i kupuje taki dla mnie. Na zdjęciach widać jak dramatycznie idzie nauka. Złamana głowa i biodro.
Idziemy. Uczyć się dalej.

Ps. Na zdjęciu bar w „przelotce”. Takie bary maluteńkie na 7 osób i bardzo klimatyczne. Nie dla tych, co sobie chcą posiedzieć w samotności. Wchodzisz, siadasz prawie na kolanach u kogoś, chcąc nie chcąc wchodzisz w bardzo bezpośredni kontakt z lokalnymi











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz