Paryż był naszym ostatnim miastem. Chyba najpiękniejszym.
Brudny, tłoczny, głośny.
Mało pozytywnych określeń przychodzi do głowy i zastanawiałam się
dlaczego, ale już wiem.
Paryż ma po prostu w sobie coś nieuchwytnego. Czuć to w powietrzu.
Nie idźcie pod łuk triumfalny
(wcale nie jest taki triumfalny), nie
wchodźcie na więżę Eiffla (większy niż zwyczajny słup telegraficzny). Warto
ukurzyć sobie buty po prostu łażąc po mieście. Żadna godzina nie jest
odpowiednia, żeby przejechać przez centrum samochodem- jeśli wydaje wam się, ze
Paryż śpi o tej porze (pora dowolna w nocy), to możecie być pewni, że właśnie
teraz bawi się najlepiej. Nigdzie indziej nie czuć takiego klimatu jak o 2 w
nocy na Montmartre.
I oczywiście dla sentymentalnych szlak śladami Amelii. Dłonie
jeszcze mi pachną zielonym drewnem skrzynek na owoce w słynnym warzywniaku, a
toaleta za barem wygląda ciągle tak samo jak w filmie. Wiem- sprawdziliśmy toJ. Rumi nawet skorzystał
z tejże toalety za potrzebą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz